niedziela, 3 kwietnia 2016

Nowy wirus w Polsce: Backwards!

Think Healthy mocno się zakurzył, ale dziś odświeżę tutejsze powietrze. Nie mogę przemilczeć epidemii, która ogarnęła zmęczony już organizm. Nie trzeba wiele słów by przekonać Was, że osłabione ciało łatwo poddaje się chorobie i jeszcze szybciej ulega jej skutkom i powikłaniom. O co chodzi?



Za górami, za lasami...

Za górami od południa, za lasami od wschodu. Pomiędzy Odrą a Wisłą leży niemały i piękny kraj. Polska. Państwo o dość ciekawych granicach, budzących we mnie odwieczne pytanie: "kto wymyślił tak skomplikowany kształt granic?". Kraj będący wschodnią flanką Europy. To nasza ojczyzna! Ale dlaczego o tym piszę? Bo ludność zamieszkująca Polskę zaczyna stąpać po niezdrowej ziemi, krocząc ku chorym rozwiązaniom. Nie wiem czym jest to spowodowane, czy zatrutym i stęchłym powietrzem, czy mętną wodą ze studni. Nie znam etiologii, więc celuję w chorobę zakaźną.

Wirus Backwards

Jak każdy autor lepszego lub gorszego tekstu, pozwalam sobie na żart, ironię i fakty wplecione w jeden ciąg liter. Backwards dla większości będzie zrozumiałym sformułowaniem, a innym wyjaśnię: back = cofać. Krótkim hasłem Backwards chcę określić obecną tendencję opasającą polską ochronę zdrowia. Bo obecny stan rzeczy i nowe pomysły nie budzą większego optymizmyu. I choć we krwi, jako Polacy, mamy niezadowolenie, krytykę proponowanych zmian słychać od dawna. Jest ona słuszna, a dyktowana przez autorytety lecznictwa polskiego.
Dzisiejszym postem chcę Was zachęcić do dyskusji. Ciekaw jestem każdej opinii i zdania na temat ochrony zdrowia. Dlatego ten artykuł będzie tylko zajawką najważniejszych tematów vs. problemów.

Niewolnicy w białych kitlach

Zacznę od problemu młodych ludzi, którzy zdecydowali się poświęcić swoje życie niosąc pomoc innym. Mówię tutaj o młodych lekarzach, stażystach i rezydentach. Liczę, że większość wykonuje lub będzie wykonywać swoją pracę z pasją i zaangażowaniem, choć wiem, że w tej grupie nie brakuje karierowiczów i biznesmenów.
Decydując się na studia lekarskie, podejmuje się decyzję nauki na całe życie. Regularne studiowanie: ćwiczenia, seminaria i wykłady trwają 6 lat (o rok dłużej w porównaniu z innymi kierunkami). Po 6ciu latach adepci sztuki lekarskiej przez rok odbywają staż. Ma to służyć praktycznemu wykorzystaniu zdobytej wiedzy. W rzeczywistości jest smutnym zderzeniem świata realnego z teorią wbijaną do głów przez okres studiów. 
Tak mało się mówi o sposobie studiowania lekarzy, a warto poruszyć tę kwestię. Większość zajęć (zależnie od uczelni) jest prowadzona nudno techniką "na odwal". Lekarze którzy zajmują się dydaktyką, nie mają czasu dla studentów i często ich przepędzają. Student medycyny, ten który stanie się szanowanym doktorem, jest zawadą, kłopotem i problemem dla nauczycieli. Gdyby scalić wszystkie dobrze zorganizowane i poprowadzone zajęcia, studia można by skrócić do dwóch lat. Naprawdę!
Po studiach zaczynają się kolejne schody. Brak lub za mała liczba miejsc specjalizacyjnych, niska pensja. Chociaż temat pieniędzy jest dla nas drażliwy, warto o nim mówić. Zawsze kłuje nas w boku, gdy sąsiad spod piątki zarabia więcej, lub sąsiadka z góry ma lepszy samochód. Ale czy normalnym jest, że rezydent zarabia miesięcznie 2300 zł netto pełniąc regularne dyżury i walcząc o ludzkie życie? A czy odsetek młodych lekarzy opuszczających kraj nie wskazuje, że jest duży problem? Ja wiem, lepiej było iść pracować na kasie w hipermarkecie. W jednym z dyskontów kasjer zarabia 2500 zł na rękę. I nie martwi się o czyjeś życie.


Zaglądając w majtki

Coś, co powoduje we mnie wzrost gorączki i objawy reakcji wstrząsowej, to chęć regulowania ludziom życia intymnego. Jakże już powszechne i nasilające się jest pragnienie zaglądania ludziom do sypialni, pod kołdrę i w majtki. Komu lub czemu to ma służyć? Czy zacisze domowe i sypialnia nie powinny być naszą oazą? Nie, nie w Polsce. Chcę tutaj nawiązać i sprowokować Was do dyskusji nt. zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych i dostępności "pogułki po"
W moim przekonaniu, polskie przepisy antyaborcyjne już są zbyt ostre. Ale pisałem to już wcześniej. Teraz postuluje się całkowity zakaz wykonywania tego zabiegu. Przyprawia mnie to o mdłości, bo eliminuję się godność kobiety. Czy na horyzoncie nie malują się apodyktyczne rządy samców? Czy kobieta nie staje się czasem pojemnikiem na dziecko? Kiedy istnieje zagrożenie zdrowia lub życia kobiety ciężarnej, istotnie należy o nie walczyć. Nie wynika to z punktu widzenia, a podstawowej zasady medycyny: pomagać, a nie szkodzić. Zresztą, można wiele dyskutować a rzeczywistość będzie brutalna. Zaostrzając przepisy zasilimy czarny rynek i stracimy kontrolę nad zabiegiem aborcji. Będziemy udawać, że jest wspaniale. I będziemy robić przysiady w szambie własnej hipokryzji.