niedziela, 28 czerwca 2015

Ukrzyżować in vitro?

25 czerwca polski Sejm uchwalił ustawę regulującą kwestie in vitro. Ten cywilizacyjny skok okazał się zupełnie niezrozumiały przez część społeczeństwa. Kolejny raz medycyna uwikłana jest w grę polityczną i co gorsza, fanaberię religijną. Destrukcyjne działania przeciw nauce i postępowi nie mogą zostać przykryte całunem milczenia. 


Bliżej zachodu

Od dawna przyjęło się mówić o zachodzie, jako postępowej cywilizacji, a wschodzie jako spokojnej peryferii. Trzy dni temu Polska przytuliła się do państw godnych współczesnej Europy. To wspaniała wiadomość i cieszy mnie, bo dotyczy medycyny polskiej. Ustawa o in vitro reguluje kwestię leczenia bezpłodności i pokazuje, że w Polsce też można zająć się tym problemem. Niestety, radość szybko zostaje zgaszona przez religijnych fanatyków, którzy lubią zaglądać do łóżek i w majtki.
Jeśli ktoś świadomie, dobrowolnie poparł takie rozwiązania to postawił się poza Kościołem. A to oznacza, że bardzo poważnie naraził swoje zbawienie. I choć teraz sławić go będą media, a on sam będzie chodził w glorii i chwale zwolennika postępu, to droga ta – jeśli z niej nie zawróci – może go doprowadzić tylko w jedno miejsce. Do piekła!
fronda.pl

Po pierwsze Terlikowski

Istotny przełom zawsze będzie komentowany. Nic dziwnego, że media i opinia publiczna rozmawia o in vitro. To bardzo dobrze, bowiem większa część rodaków usłyszy o problemie. Gorzej, że część odbiorców trafi na rzetelne informacje, a część spotka się z opinią przeciwników. Najgorzej, że pewien procent ludzi trafi na śmieci.
Redaktor Terlikowski, który słynie ze średniowiecznego zaangażowania w szerzenie wiary, musiał skomentować nową ustawę. Od czego zaczął? Od opublikowania nazwisk posłów, którzy głosowali "za". To jeszcze nic złego, przecież te głosowania nie są tajne. Dobrze też wiedzieć, którzy posłowie mają świadomość znaczenia zabiegu in vitro. Oburza dalsza część artykułu:
To przerażające. Posłowie którzy zagłosowali za rządowym projektem o in vitro, zagłosowali za kazirodztwem, za zabijaniem człowieka, za tym, by dzieci były wychowywane nie przez normalne rodziny, ale przez pary homoseksualne.
fronda.pl
Tekst wzbudza ogromne emocje i powinien zostać skomentowany przez opinię publiczną. Czy waszym zdaniem in vitro to kazirodztwo? Czy to znaczy, że dzieci z in vitro będą między sobą dokonywały aktów seksualnych? Czy może rodzice będą wykorzystywać swoje potomstwo?
Zanim usłyszę odpowiedź, spójrzcie dalej. Ci, którzy chcą posiadać dzieci z miłości, są nienormalni według Terlikowskiego. Są homoseksualni - nawet (jak sądzę), kiedy mówimy o związku kobiety i mężczyzny. Kropka.

Kościół

W Polsce jest duszno od głosu kościoła, Episkopatu i prania mózgu z ambon. Źle na żołądku się robi, kiedy duchowni wchodzą z butami do czyjegoś łóżka, zaglądają do majtek lub gromią za grzechy, które sami popełniają. Destrukcyjne jest narzucanie swojej ideologii wszystkim i przymus działania wyłącznie pod dyktando biskupów.
Ustawa o in vitro spowodowała popłoch wśród koloratek. Episkopat mdleje a księża rozpoczynają "nauczanie" z ambony. Wszystko po to, by oszukać ludzi i przekazać, że in vitro to grzech.
Ludzie, którzy tak głosują powinni powstrzymywać się od przyjmowania sakramentów świętych.
Fragment programu "Kropka nad i"
Przedstawiony cytat pochodzi z czwartkowego programu "Kropka nad i", a jego autorem jest ks. Oko. To znany duchowny, który u wszystkich widzi elementarne braki wiedzy. To właśnie on zaprezentował postawę agresji Kościoła i nazwał grzesznikami korzystających z in vitro

Dzieci z in vitro są beznadziejne

Czy dzieci z in vitro są gorsze? Częściej chorują? Są psychicznie chore? Ks. Oko odpowiada:
U dzieci, które były mrożone występuje porażenie mózgowe.
Fragment programu "Kropka nad i"
A ja niebawem odpowiem merytorycznie!

Poznaj in vitro!

Czym jest in vitro? Przeczytaj.

czwartek, 18 czerwca 2015

TOP 10: Niebezpieczne i jadowite owady Polski

Sezon urlopowy i wakacje nadchodzą wielkimi krokami. To dobrze, w końcu będzie można zwolnić tempo. Uff! Oprócz wymarzonego odpoczynku zacznie się okres os krążących wokół gofra, szerszeni wpadających pod parasol czy komarów, które bzyczą przy uchu. Czy polskie owady mogą być niebezpieczne?


TOP10

Na ogłoszony przeze mnie casting zgłosiło się wielu chętnych. W kolejce czekały osy, szerszenie, pająki i inne owady. Wybór najlepszej dziesiątki nie był łatwy. Jak się okazało, w Polsce żyje sporo owadów, które mogą nam popsuć odpoczynek. Co brałem pod uwagę? Rozpowszechnienie, ryzyko ukąszenia, skutki kontaktu face to face. Oto wyniki.

Miejsce 1: Szerszeń

To duży, głośno bzyczący owad, który należy do grona najbardziej jadowitych owadów Polski. Dorosły osobnik osiąga do 5 cm i wyposażony jest w ostre żądło. Za jego pośrednictwem wprowadza jad, który powoduje ból i pieczenie w miejscu użądlenia. Pojawia się także rumień i obrzęk.
Jedno użądlenie nie stanowi zagrożenia u osoby zdrowej, bez uczulenia. Kilka lub kilkanaście użądleń może spowodować wstrząs. Kilkaset może spowodować śmierć.

Miejsce 2: Osa

Osy to mniejsze owady, które występują wszędzie. Złośliwi mówią, że zostały stworzone po ty, by gnębić człowieka. Podobnie jak szerszenie atakują swoje ofiary żądląc i szczypiąc aparatem gębowym. Użądlenie osy nie jest niebezpieczne, kiedy nie jesteśmy uczuleni. 

Miejsce 3: Pszczoła

Owady te, choć mogą użądlić, są powszechnie akceptowane. W końcu ciężko pracują i produkują miód. Pszczoła ma łagodny charakter i sama nie zaatakuje. Żądląc broni się przed zagrożeniem. Łagodny charakter wynika z prostego faktu: wybierając tę formę obrony, pszczoła ginie. 
Warto pamiętać, by nie zbliżać się do miejsca zamieszkania pszczół. Atak całej chmary owadów może skończyć się tragicznie.

Miejsce 4: Trzmiele

Potocznie i błędnie nazywane jako bąki przez swój kulisty, rozdęty kształt. To duże owady, które mają łagodny charakter. Żądlą i gryzą tylko w sytuacji zagrożenia ich życia. 

Miejsce 5: Turkuć podjadek

Rzadko spotykany owad, bowiem bytuje pod ziemią. Można go spotkać podczas prac ziemnych w ogrodzie lub pracy. Ma silny aparat gębowy, którym bardzo mocno i boleśnie szczypie. Stanowi dla człowieka niemałe zagrożenie, ponieważ jest nosicielem tężca.  Więcej o tężcu: przeczytaj.


Miejsce 6: Pająk krzyżak

W zasadzie nie jest niebezpieczny, lecz w niektórych przypadkach potrafi ukąsić człowieka. Za pośrednictwem ostrych kłów jadowych wprowadza niewielką ilość jadu, która jest niebezpieczna dla osób uczulonych.

Miejsce 7: Kleszcz

Zawodowi krwiopijcy, którzy mieszkają w trawie (szczególnie wysokich), w krzewach czy na gałęziach drzew. W miejscach tych czekają na swoją ofiarę. Kleszcze przebijają skórę swoim aparatem gębowym i piją krew. Niestety, kleszcze mogą powodować kleszczowe zapalenie mózgu, boreliozę lub babeszjozę. Jak usunąć kleszcza: przeczytaj.


Miejsce 8: Meszki

Drobne owady żyjące w chmarach, zamieszkujące tereny podmokłe lub wilgotne. Roje meszek atakują zwykle zwierzęta hodowlane, które gryzą wypijając krew. Zdarza się, że duszą ofiarę dostając się do ich dróg oddechowych. Człowieka atakują bardzo rzadko, ale możliwość taka istnieje.

Miejsce 9: Bąk

Bąk lub inaczej mówiąc gza to nieprzyjemny owad, który może ukąsić zwierzęta i człowieka. Po ugryzieniu, w ciele ofiary pozostawia larwy. Po ataku pojawia się rumień, opuchlizna, świąd. Widoczna jest strużka krwi. Przy podejrzeniu ukąszenia przez bąka należy udać się do lekarza.

Miejsce 10: Mrówki leśne kowal

Czerwone mrówki stały się powszechne, a zasiedlają głownie tereny leśne. Ukąszenie jest bardzo bolesne, miejscowo pojawia się rumień, piekący ból i pęcherz. Siła jadu jest porównywalna z jadem szerszenia, dlatego mrówki te są bardzo niebezpieczne dla osób uczulonych.

środa, 10 czerwca 2015

Mity Medyczne (9) - Zasada 5 sekund

Jedzenie jest okropne, ponieważ poddaje się sile grawitacji. Kiedy upuścimy smakołyk, powinniśmy złapać go w locie lub...? "... lub zaraz po upadku, mamy tylko 5 sekund". Sławna nie tylko w Polsce, ale na całym Świecie zasada pięciu sekund głosi, że w tym czasie bakterie nie zasiedlają pokarmu, który upadł. Najprościej mówiąc, nie zdążą na niego wejść. Czy to prawda?

Pięć sekund nie trwa 5 sekund

Impulsem do medycznego śledztwa w sprawie pięciu sekund, był brak spójności. Zainteresowany tym, ile mam czasu na podniesienie jedzenia, znalazłem informacje o 2, 3 i 5 sekundach, 5 lub nawet 10 minutach. Być może bakterie na różnych szerokościach geograficznych są mniej lub bardziej sprawne fizycznie, ale aż tak? Coś mi nie pasowało. Może ktoś zapamiętał cyfrę "5" ale pomylił sekundy i minuty? Zacząłem szukać.

Naukowcy też upuszczają jedzenie

Jak się okazało, sprawa nie jest taka głupia. Pomyślałem, że to dobrze! W końcu nie zawracam głowy bzdurami. Ale do rzeczy.
W 2003 roku przeprowadzono naukowe studium testujące regułę 5 sekund. Badania prowadziła Jillian Clarke z Uniwersytetu Illinois w Stanach Zjednoczonych (oczywiście, Amerykanie badają wszystko i wszystkich). Pobrała ona próbki z podłóg różnych pomieszczeń uniwersyteckich i poddała je analizie mikroskopowej. Wyniki były zaskakujące. Próbki wcale nie były oblepione bakteriami. Czy to wniosek, że można jeść z podłogi?
Właśnie, zauważono, że wszystkie powierzchnie były gładkie (np. linoleum, kafelki) i suche. Co z mokrymi powierzchniami (np. nasz przedpokój po powrocie z ulewy) lub lepką posadzką (np. podłoga w męskiej ubikacji)? 

Próba numer dwa

Ponowna próba polegała na skażeniu płaskiej i chropowatej powierzchni bakteriami. Następnie na oba podłoża upuszczono pokarm i po takim samym czasie zebrano próbki do analizy. W obu przypadkach liczba bakterii na jedzeniu była podobna. Wynik definitywnie oznaczał, że reguła 5 sekund nie działa.
Oczywiście próbę testowano jeszcze wiele razy i w różnych ośrodkach. Choć zdarzały się wyniki potwierdzające, że 5 sekund to za mało by bakterie przeszły na jedzenie, ostatecznie obalono prawdziwość tego powiedzenia.

Ciekawostka

W innym badaniu (amerykańskim oczywiście) udowodniono, że większość kobiet wierzy w prawdziwość omawianej zasady (około 75% badanych), a panowie okazali się niezdecydowani (50% wierzy a połowa nie).

Wnioski

Usatysfakcjonowany znalezionymi dowodami stwierdzam, że mit medyczny numer 9 jest nieprawdziwy! Oczywiste jest, że decyzja redaktora Think Healthy ostatecznie kończy dyskusję na ten temat. Mam nadzieję, że nikt w to nie wątpi!
Ale... Kiedy spadnie Wam na biały, przywieziony z Turcji dywan miseczka z jagodami, 5 sekund to maksymalny czas na sprzątnięcie! Z pewnością nie macie ochoty, by Wasz wybryk zobaczyła żona, mama lub pedantyczny współlokator.


Think Healthy prosi: podnieś łapkę lub kliknij ptaszka.



Bibliografia

1. Julie Deardorff "Capsule: The five-second rule" The Los Angeles Times, August 9, 2010, accessed January 18, 2011.
2. McGee, Harold (2007-05-09). "The Five-second Rule Explored, or: How Dirty Is That Bologna?". New York Times. Retrieved 2007-05-09.
3. Winners of the Ig Nobel Prize: The 2004 Ig Nobel Prize Winners.
4. "Food Detectives, Episode OF0101". Retrieved 2011-01-31.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Dlaczego pacjenci nie przyjmują leków?

Leki są zbyt drogie, a pacjentom brak dyscypliny. Komunikacja pomiędzy lekarzem a pacjentem może pozostawiać wiele do życzenia. Czasami zawodzi przepływ informacji o tańszych środkach farmakologicznych lub potrzebie regularnego przyjmowania leków. Tak rodzi się wolna amerykanka. 


Upragniony compliance

Codzienny kontakt z pacjentem kształci we mnie umiejętność zrozumienia sytuacji chorego. To nieocenione, kiedy z jednej strony muszę być drogowskazem kierującym do zdrowia i jednocześnie muszę zrozumieć pacjenta, czyli mojego partnera w leczeniu. Problem dostrzega także współczesna medycyna, która wzywa lekarzy i pacjentów do współpracy (ang. compliance). Współdziałanie jest niezbędne do osiągnięcia sukcesu terapeutycznego.

Kiedy praca lekarza jest bez sensu?

Wysiłek lekarzy w niektórych przypadkach staje się bezsensownym, a dzieje się tak między innymi, gdy pacjenci nie chcą współpracować. Krótko mówiąc, jeśli pacjent lekceważy porady i leczy się po swojemu, o sukcesie terapeutycznym możemy zapomnieć. Dużym problemem i wyzwaniem jest dyscyplina chorych dla przyjmowania leków. Pacjenci po pewnym czasie odstawiają medykamenty, przestają przyjmować je w określonych dawkach lub biorą je według własnego uznania.
"Badania dowodzą, że tylko co drugi pacjent przyjmuje leki zgodnie z założeniami terapii. Dotyczy to zarówno chorób ostrych, jak i przewlekłych, symptomatycznych i asymptomatycznych" - twierdzi dr hab. n. med. Przemysław Kardas, kierownik Pierwszego Zakładu Medycyny Rodzinnej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Do zaleceń terapeutycznych nie stosują się zarówno osoby z nadciśnieniem, hiperlipidemią i cukrzycą (choroby bezobjawowe), jak i z infekcjami, chorobą wieńcową, astmą i padaczką (choroby objawowe).
pulsmedycyny.pl
Dlaczego tak się dzieje?

Leki są za drogie!

Niektóre leki mają wysokie ceny, co zniechęca część pacjentów. Ich koszt rośnie proporcjonalnie do nakładu, jaki firma wydaje na reklamę preparatu, produkcję kolorowego i nowoczesnego opakowania. Zabiegi te mają spopularyzować lek, dzięki czemu zaistnieje w świadomości lekarzy i chorych. Warto pamiętać o tańszych zamiennikach! Są to leki o takim samym składzie, dawce i działaniu jak droższy środek. Spytaj lekarza lub farmaceutę, czy dostępny jest tańszy zamiennik.
Ciekawostka: wielu pacjentów uważa, że im lek jest droższy tym skuteczniejszy. Nie jest to prawdą. Liczy się składnik leczniczy, a nie cena!

Pojedyncze składniki czy preparat złożony?

Nie jest tajemnicą, że za wygodę trzeba płacić. Tak dzieje się w przypadku preparatów złożonych. Czym one są? Otóż, w jednej tabletce znajdują się dwa lub trzy (lub więcej) składników leczniczych. To duża wygoda dla pacjenta, ponieważ musi przyjmować jedną tabletkę w zamian za połykanie 2 czy 3 pigułek dziennie. Z drugiej strony, wygoda jest droższa. Preparat złożony często kosztuje dużo więcej, jak cena leków pojedynczych. Dla przykładu: 
Np. znany preparat łagodzący skutki przeziębienia ma dwa składniki - paracetamol (osobno kosztuje ok. 4-5 zł) i witaminę C (już od 3 zł), przy czym cały lek kosztuje ok. 18 zł.
Cena Zdrowia, maj-czerwiec nr 8 (2015)
Niestety, nie zawsze możemy zastąpić preparat złożony pojedynczymi środkami.
Ciekawostka: jeśli pacjent ma przyjmować kilka tabletek dziennie, często z jakiś rezygnuje. Dla wygody, bo nie chce mu się co chwilę połykać pigułki. Inni natomiast uważają, że terapia kilkoma lekami jest skuteczniejsza jak połykanie 1 tabletki, pomimo, że mają taki sam skład!


Małe opakowanie jest droższe

Robiąc zwykłe zakupy obserwujemy, że większe opakowanie bardziej się opłaca. Podobne zjawisko występuje w przemyśle farmaceutycznym. Opakowanie 30 tabletek bardziej się opłaca, jak zakup pudełka z 15 pigułkami. Uwzględniając ten fakt, warto zaplanować zakupy w aptece. Warto kupić większe opakowanie leku, który na pewno wykorzystamy. 

Płacisz 100% ceny? Może nie musisz?

Ministerstwo Zdrowia podaje wytyczne, które określają prawa pacjentów do refundacji lub bezpłatnych leków.
Prawo do refundacji posiadają:
  • osoby ubezpieczone,
  • osoby inne niż ubezpieczone, posiadające obywatelstwo polskie, które mieszkają w Polsce i spełniają kryteria dochodowe,
  • osoby posiadające obywatelstwo polskie, które nie ukończyły 18. roku życia lub osoby mieszkające w Polsce, które są w okresie ciąży, porodu lub połogu,
  • osoby, które nie posiadają obywatelstwa polskiego, korzystają ze świadczeń zdrowotnych na zasadach określonych w odrębnych przepisach i umowach międzynarodowych.
Prawo do bezpłatnych leków posiadają:
  • inwalidzi wojenni,
  • osoby represjonowane,
  • małżonkowie inwalidów wojennych i osób represjonowanych, jeśli pozostają na ich wyłącznym utrzymaniu,
  • wdowy i wdowcy po poległych żołnierzach i zmarłych inwalidach wojennych uprawnieni do renty rodzinnej,
  • częściowo również honorowi dawcy krwi, dawcy narządów do przeszczepów i kandydaci na żołnierzy.

Pacjent wie lepiej

Bardzo często można spotkać pacjentów, którzy znają się na leczeniu lepiej. Niektóre sytuacje są zabawne, ale jeśli pacjenci sami modyfikują leczenie, robi się groźnie. Opór pacjentów wynika z nieufności do lekarzy lub przekonania, że pacjent zna siebie lepiej. To przeszkadza w leczeniu i poprawie stanu zdrowia. Oto kilka kwiatków:
Prof. Przemysław Kardas (...) opowiada o chorym na astmę, który przepisanym przez lekarza wziewnym lekiem w aerozolu spryskiwał swojego kota. Pacjent był uczulony na sierść czworonoga, więc uznał, że skoro to zwierzak jest przyczyną dolegliwości, należy go potraktować lekarstwem.
medonet.pl
A z mojego doświadczenia: Pacjent przyjmował lek niewłaściwie. Pomimo rzetelnej informacji jak stosować medykament, czopki doodbytnicze rozpuszczał w zupie. Choremu nie podobała się prawidłowa droga podania, a przecież "z pokarmem i tak trafi do jelita".

Jak się poprawi, to odstawiają leki

Zjawisko powszechne, które dotyczy 80% pacjentów. Jeśli terapia okazuje się skuteczna i chory przestaje odczuwać zgłaszane dolegliwości, odstawia leki. Jest to dla nich oczywiste. Po co przyjmować medykamenty, kiedy objawy minęły? Technika ta niestety nie sprawdza się w przypadku chorób przewlekłych, gdzie dyscyplina przyjmowania leków jest istotna. Warto o tym pamiętać i powtarzać, że leki muszą być przyjmowane zgodnie z zaleceniem lekarza!


 Think Healthy jest także na facebooku i twitterze. Odwiedź i dołącz!